Parnassus - opinie o filmie

Moderator:Avalanche

Awatar użytkownika
krew_na_scianie
Mieszczanin
Posty:614
Rejestracja:2009-02-22, 10:49
Lokalizacja:Bełchatów
Kontakt:

Parnassus - opinie o filmie

Post autor: krew_na_scianie » 2010-01-17, 00:44

Mnie zawsze boli wybitnie stracony potencjał. Parnassus ma wyśmienitą obsadę (która zagrała faktycznie rewelacyjnie, pomijając pana Juda), ale po skończonym seansie zwyczajnie poczułam się oszukana. Film niby ładny, kolorowy, z elementami magii, ale tak brutalnie o niczym - historia była całkiem dobra, ale uproszczona do granic możliwości. Moja wyobraźnia nazbyt nie dała się pobudzić - po pierwsze, że grafika była dla mnie momentami jakaś niedorobiona, a po drugie nazbyt się rozczulałam nad brakiem czegoś więcej...Jestem chyba za przyziemna na takie filmy. Stąd Parnasussa nazywam bublem. Pozostaje mi nadzieja, że moją wyobraźnią zajmie się dobrze "Avatar".

Przepraszam za ten mały offtop :roll:
<przenienione z wątku Zapowiedzi>
Ostatnio zmieniony 2010-02-27, 09:19 przez krew_na_scianie, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Drapiąca
Osadnik
Posty:335
Rejestracja:2008-06-03, 08:31
Lokalizacja:...kolwiek

Post autor: Drapiąca » 2010-02-26, 14:52

krew_na_scianie pisze:Film niby ładny, kolorowy, z elementami magii, ale tak brutalnie o niczym - historia była całkiem dobra, ale uproszczona do granic możliwości. Moja wyobraźnia nazbyt nie dała się pobudzić - po pierwsze, że grafika była dla mnie momentami jakaś niedorobiona, a po drugie nazbyt się rozczulałam nad brakiem czegoś więcej...Jestem chyba za przyziemna na takie filmy. Stąd Parnasussa nazywam bublem. Pozostaje mi nadzieja, że moją wyobraźnią zajmie się dobrze "Avatar".

Przepraszam za ten mały offtop :roll:
Pozwolę sobie na kapkę polemiki.. :)

Bubel, uproszczona historia? Czy my naprawdę oglądałyśmy ten sam film?
Wprawdzie nie jest to może najlepszy film, jaki widziałam, ale mam zamiar go bronić, bo uważam, że przekazuje dość ważne wartości.
Powiem szczerze, że kiedy wróciłam z kina do domu, pierwszą moją myślą bylo ‘film świetny, ale jestem nim dziwnie zmęczona’. A potem uświadomiłam sobie, że ten sam reżyser zrobił Las Vegas Parano i 12 małp, i wszystko stało się dla mnie dużo bardziej jasne ;) Jego filmy tak mają, że po prostu ryją czachę ;)
Wierzę, że scenografia przedstawiona w filmie mogła być dla niektórych trochę męcząca - bardzo przypominała mi obrazy Dalego (ja sama nie jestem jakąś wielką fanką surrealizmu, ale tutaj akurat ten styl pasował).
Ale.. brak czegoś więcej? Film jest naszpikowany symboliką! No, cokolwiek by o nim nie powiedzieć, to na pewno nie był płytki!
Przede wszystkim zwraca uwagę na to, że ludzie już zapomnieli, zagubili się w konsumpcjonizmie, nawet nie na tyle, żeby zupełnie przestać wierzyć w magię, czy w siłę wyobraźni, ale po prostu żyją w świecie tak pełnym bodźców, że stało się to niemodne, niepotrzebne w pogoni za dobrami.
Poza tym, ma konstrukcje tradycyjnego podania – ojciec, który zawarł pakt z diabłem w zamian za nienarodzone jeszcze dziecko, to motyw, który przewija sie przez ogrom baśni i legend. Twoje zarzuty wobec filmu dokładnie udowadniają, jak bardzo aktualny jest przedstawiony przekaz. Zanim Tony nie pomógł odświeżyć wizerunku imaginarium, zanim nie wprowadził go do centrum handlowego, nikt już się nim nie interesował (spójrz choćby tylko na tę jedną scenę, jak bardzo jest symboliczna – w ulepszonym imaginarium siedzi naga modelka (sic!)). Ty mówisz, „czekam na Avatara” – nie umniejszając Avatarowi, czekasz na technicznie zaawansowany, naszpikowany nowoczesnymi efektami produkt marketingowy. Mówisz, że historia Parnassusa Cię nie zadowoliła – tym samym odwracasz sie od idei tradycyjnego podania, które towarzyszyło nam przez wieki. Teraz już historia Roszpunki jest za nudna, za prosta? Czego potrzeba żeby nas teraz zadowolić? Sztuczności, chemii? Herbata aromatyzowana jest smaczniejsza od naturalnej, ciało po operacji plastycznej jest kanonem piękna... a baśnie braci Grimm, uznane za okrutne, zostały gemialnie odrzucone przez dziecięcych psychologów...
To i tak tylko ułamek tego, co film miał do przekazania, ale nie chce się tu bardziej rozpisywać (bo to chyba nie od tego temat ;) ) I mimo, że jednocześnie miałabym temu filmowi dużo rzeczy do zarzucenia, to jednak jest jednym z tych frapujących obrazów, o których symbolice możnaby napisać całe elaboraty...
Come to the Dark Side - we have cookies!

Awatar użytkownika
Enzeru
Szlachcic
Posty:1225
Rejestracja:2008-08-11, 14:44
Lokalizacja:Łódź

Post autor: Enzeru » 2010-02-26, 15:26

You tell her Sister!! ;-)
Ostatnio zmieniony 2010-02-26, 15:26 przez Enzeru, łącznie zmieniany 1 raz.
In the name of the Emperor I order you to die!!!

skobel
Arystokrata
Posty:1591
Rejestracja:2008-06-02, 22:15
Lokalizacja:Łódź

Post autor: skobel » 2010-02-27, 00:12

Drapiąca pisze: Pozwolę sobie na kapkę polemiki.. :)

Bubel, uproszczona historia? Czy my naprawdę oglądałyśmy ten sam film?
Jeśli nosi ten sam tytuł, to tak. A ponieważ wbrew obiegowej opinii o gustach należy dyskutować temat przeniosłem, by pozwolić Krwi na replikę, a Drapiącej na poszerzenie wypowiedzi. Jak zwykle postanowiłem zabrać głos.
Drapiąca pisze: Wprawdzie nie jest to może najlepszy film, jaki widziałam, ale mam zamiar go bronić, bo uważam, że przekazuje dość ważne wartości.
Tracisz czas i siły. Uważam podobnie jak Kasia, że film nie obroni się sam i wszyscy rejtani tego świata nie zmienią jego wartości.
Drapiąca pisze: Powiem szczerze, że kiedy wróciłam z kina do domu, pierwszą moją myślą bylo ‘film świetny, ale jestem nim dziwnie zmęczona’. A potem uświadomiłam sobie, że ten sam reżyser zrobił Las Vegas Parano i 12 małp, i wszystko stało się dla mnie dużo bardziej jasne ;) Jego filmy tak mają, że po prostu ryją czachę ;)
Wierzę, że scenografia przedstawiona w filmie mogła być dla niektórych trochę męcząca - bardzo przypominała mi obrazy Dalego (ja sama nie jestem jakąś wielką fanką surrealizmu, ale tutaj akurat ten styl pasował).
Dlatego od doświadczonego reżysera/scenarzysty można wymagać więcej. Mnie film nie wciągnął i mimo dobrej (wyśmienitej?) obsady losy bohaterów ordynarnie mi wisiały i zgodnie z naturą grawitacji pogrążały z każdą minutą moje zainteresowanie w dół. Akurat widowiskowość i estetyka surrealistycznych scen były dla mnie dużym atutem podczas seansu. Były to obrazy wysmakowane i trafnie dobrane do wymowy scen.
Drapiąca pisze: Ale.. brak czegoś więcej? Film jest naszpikowany symboliką! No, cokolwiek by o nim nie powiedzieć, to na pewno nie był płytki!
Przede wszystkim zwraca uwagę na to, że ludzie już zapomnieli, zagubili się w konsumpcjonizmie, nawet nie na tyle, żeby zupełnie przestać wierzyć w magię, czy w siłę wyobraźni, ale po prostu żyją w świecie tak pełnym bodźców, że stało się to niemodne, niepotrzebne w pogoni za dobrami.
Symbolika? Szanujmy się ! Z definicji symbole cechuje wieloznaczność i umowność odbioru. Kto zechce dojrzy je w każdej produkcji, kto się zaimpregnuje – odczyta je wbrew woli twórcy. Do nawet najgorszej szmiry można przypiąć metkę symbolikę i analizować ją poprzez ten pryzmat – jedyne, co się w ten sposób produkuje, to bełkot (patrz: słynne już poszukiwanie symboli w Zmierzchu). W filmie nie dostrzegam niczego wymownego na tyle, by zmusiło mnie do spojrzenia na film pod innym kątem zupełnie odwrotnie do równie gilliamowskiego Fisher Kinga i jego Graala.
Ok., film, nie był płytki, bo wyobraźnia to ważny temat. Lecz na pewno był powierzchowny. Nie dostarczył wrażeń kontemplacyjnych, poruszających i zapadających w pamięć scen drążących do rdzenia jaźni i kwestionujących porządek rzeczy. Sorry, to slajd istotnych kwestii a nie ważący głos w dyskusji. Obojnacze, wyważone i chłodne danie. Blee.
Drapiąca pisze: Poza tym, ma konstrukcje tradycyjnego podania – ojciec, który zawarł pakt z diabłem w zamian za nienarodzone jeszcze dziecko, to motyw, który przewija sie przez ogrom baśni i legend. Twoje zarzuty wobec filmu dokładnie udowadniają, jak bardzo aktualny jest przedstawiony przekaz. Zanim Tony nie pomógł odświeżyć wizerunku imaginarium, zanim nie wprowadził go do centrum handlowego, nikt już się nim nie interesował (spójrz choćby tylko na tę jedną scenę, jak bardzo jest symboliczna – w ulepszonym imaginarium siedzi naga modelka (sic!)).
Dla mnie była to Wenus w pozie rodem z Sandro Botticelliego (narodziny Wenus). I jako taka wpisuje się w estetykę imaginarium idealnie nie szokując mnie o włos. A przy okazji dla mnie kluczowe było nie wprowadzenie spektaklu do centrum handlowego, a skonkretyzowanie target – zainteresowanie budzi bowiem już nie cała trupa a sam Tony. Odbiorcami stają się same kobiety w średnim wieku. Czyżby to one były obdarzone największą wyobraźnią? No chyba, że chodzi o fantazję z twarzą Lawa/Farrella/Ledgera/Deppa.
Drapiąca pisze:Ty mówisz, „czekam na Avatara” – nie umniejszając Avatarowi, czekasz na technicznie zaawansowany, naszpikowany nowoczesnymi efektami produkt marketingowy. Mówisz, że historia Parnassusa Cię nie zadowoliła – tym samym odwracasz sie od idei tradycyjnego podania, które towarzyszyło nam przez wieki. Teraz już historia Roszpunki jest za nudna, za prosta? Czego potrzeba żeby nas teraz zadowolić? Sztuczności, chemii? Herbata aromatyzowana jest smaczniejsza od naturalnej, ciało po operacji plastycznej jest kanonem piękna... a baśnie braci Grimm, uznane za okrutne, zostały gemialnie odrzucone przez dziecięcych psychologów...
oj, demagogia...
Drapiąca pisze: To i tak tylko ułamek tego, co film miał do przekazania, ale nie chce się tu bardziej rozpisywać (bo to chyba nie od tego temat ;) )
Przyznam się Aniu, że film obejrzałem dzień przed twoim postem i bardzo się na nim zawiodłem. Stąd być może radykalne poglądy- nie traktuj ich , na rany Boga, jako ataku na twoje wrażenia.
Dla mnie film pozbawiony jest lekkości, błyskotliwości w ujęciu fabuły- toporne sceny (realne) i schematyczne dialogi rozkładają go na łopatki z siłą Pudziana. Szczególnie źle wspominam kwestie- dla mnie brzmiały tak, jak każdy z aktorów (pisałem już, ze bardzo dobrych) czekał tylko, aby powiedzieć co swoje. Brakło im powera mistyfikacji i iluzji. A, że akcja zamykała się w pięciu postaciach o ledwie ciepło-mdłych relacjach- nie było możliwości wykorzystania ich potencjału. Wszystkie rysy, które można było wykorzystać do załamania frontu drużyny ledwie zarysowano- w tym filmie nikt się nie kłóci, a jak już to po dziecinnemu (Anton i Valentine tupią nogą). W tym filmie nikt ze sobą nie rozmawia, a jeśli już, to po to by coś powiedzieć, nie by kogoś przekonać do czegoś.
Logicznie też film mi nie gra. Ok. pochopny zakład- bywa, ale czekanie do ostatniego wieczora, aby spróbować wygrać i znieczulanie się alkoholem w miedzy czasie? I to gościu, który ma wszystkie predyspozycje by go wygrać? <tryb niespolerowania: włączony ;p>

Ogólnie ten film – zgadzam się z Krwią- ma niewykorzystany potencjał. Ale nie potrafię ocenić, go w kryteriach kina. Dla mnie to dzieło portfeli producentów, nie Gilliama. Film wyposzczono, by przyniósł zysk, lub przynajmniej pokrył straty. I taka decyzja jest uzasadniona ekonomicznie, ale artystycznie traktuje go jak patchwork, lub niedoróbkę.
Z ciekawostek- zaimponowała mi sceniczna transformacja, którą przeszedł Waits. Ogolił się! Porównajcie obrazek na dole.
Drapiąca pisze: I mimo, że jednocześnie miałabym temu filmowi dużo rzeczy do zarzucenia, to jednak jest jednym z tych frapujących obrazów, o których symbolice możnaby napisać całe elaboraty...
Pokusisz się o jeden jako polemikę?
Załączniki
waits- przemiana.jpg

Awatar użytkownika
Drapiąca
Osadnik
Posty:335
Rejestracja:2008-06-03, 08:31
Lokalizacja:...kolwiek

Post autor: Drapiąca » 2010-02-27, 14:50

skobel pisze: Tracisz czas i siły. Uważam podobnie jak Kasia, że film nie obroni się sam i wszyscy rejtani tego świata nie zmienią jego wartości.
Nigdy nie brakuje mi czasu ani ochoty na trochę przyjemniej dyskusji :)

Swoją drogą, pozwolę sobie zaznaczyć na samym początku jedną rzecz, żeby potem nie było że się wycofuję, albo zmieniam zdanie ;) Tak jak napisałam wcześniej, nie uważam że jest to film wybitny i olśniewający - mam mu wiele rzeczy do zarzucenia i wiele z nich pokrywa się z tym co piszesz. Gra aktorska momentami była faktycznie nienajlepsza, a niektóre dialogi nie miały polotu. Poza tym widać, że po śmierci Ledgera film był naprędce pozszywany, co niestety pozostawiło niedociągnięcia.
Jednak, mimo wszystko, nazywanie tego filmu bublem uważam za zdecydowanie krzywdzące.
Akurat widowiskowość i estetyka surrealistycznych scen były dla mnie dużym atutem podczas seansu. Były to obrazy wysmakowane i trafnie dobrane do wymowy scen.
Symbolika? Szanujmy się ! Z definicji symbole cechuje wieloznaczność i umowność odbioru. Kto zechce dojrzy je w każdej produkcji, kto się zaimpregnuje – odczyta je wbrew woli twórcy. Do nawet najgorszej szmiry można przypiąć metkę symbolikę i analizować ją poprzez ten pryzmat – jedyne, co się w ten sposób produkuje, to bełkot (patrz: słynne już poszukiwanie symboli w Zmierzchu). W filmie nie dostrzegam niczego wymownego na tyle, by zmusiło mnie do spojrzenia na film pod innym kątem zupełnie odwrotnie do równie gilliamowskiego Fisher Kinga i jego Graala.
Idąc za Twoim przykładem - Zmierzch widziałam i (na szczęście dla mojej jaźni ;) ) nie doszukałam się w nim ukrytej symboliki więc chyba nie, nie próbuję na siłę doszukiwać się znaczeń tam gdzie ich nie ma.
Ten film za to jest właśnie zabawą w skojarzenia! Samo umieszczenie go w estetyce surrealizmu nie jest przypadkowe i wyraźnie na to wskazuje. Uważasz, że idiosynkrazja, na której bazuje surrealizm, to bełkot?
Zresztą, sam napisałeś, że podobała Ci się ta surrealistyczna estetyka. Ale naprawdę potraktowałeś ją tylko i wyłącznie jako obraz?
Ok., film, nie był płytki, bo wyobraźnia to ważny temat. Lecz na pewno był powierzchowny. Nie dostarczył wrażeń kontemplacyjnych, poruszających i zapadających w pamięć scen drążących do rdzenia jaźni i kwestionujących porządek rzeczy. Sorry, to slajd istotnych kwestii a nie ważący głos w dyskusji. Obojnacze, wyważone i chłodne danie. Blee.
Ale ten film nie był jedynie o wyobraźni. To tylko jedna ze składowych całej historii. Dla mnie był to przede wszystkim film o człowieku; o jego wyborach i jego moralności.
Poza tym, płytki i powierzchowny to dla mnie synonimy. Czemu więc twierdzisz, że nie był płytki, ale był powierzchowny? Może stwierdzisz, że czepiam się słówek, ale dla mnie jedno przeczy drugiemu. Zresztą, co sprawiło, że przestał być dla Ciebie płytki, ale pozostał powierzchowny?
Poza tym, jeśli uważasz, że film był powierzchowny, to fabuła nie miała za bardzo nic do przekazania, tak? Czyli mam rozpatrywać film dosłownie, jako historyjkę o człowieku który założył się z diabłem. Hm…
Dla mnie filmy Williama są studium człowieka - Las Vegas Parano nie jest filmem o dragach, a 12 małp nie opowiada o podróżach w czasie. Ten film nie jest wyjątkiem, nawet jeśli nie dorównuje, jak sam wspomniałeś, innym gilliamowskim produkcjom.
Drapiąca pisze: (spójrz choćby tylko na tę jedną scenę, jak bardzo jest symboliczna – w ulepszonym imaginarium siedzi naga modelka (sic!)).
Dla mnie była to Wenus w pozie rodem z Sandro Botticelliego (narodziny Wenus). I jako taka wpisuje się w estetykę imaginarium idealnie nie szokując mnie o włos.
Botticelli w estetyce surrealistycznej. Toż to szok! I skandal! ;)
A poważnie, miałam na myśli dosłownie nagą modelkę :) Nie wiem czy wiesz, ze dziewczyna która grała Valentine, faktycznie jest modelką, nie aktorką? W tej scenie wygląda, jakby wyjęto ją prosto z okładki Vogue’a.
A jeśli już mam się czepiać – Narodziny Wenus? Wenus na obrazie stała, a nie siedziała, jeśli już o pozach mowa.
Gdybym miała głębiej to zinterpretować, powiedziałabym raczej, że jest biblijną Ewą; siedzi pod drzewem z którego zwisa jabłko. Vide – jest symbolem grzechu, a skąd już blisko do nagich modelek i wszechobecnego seksu w mediach. Co więcej, po drugiej stronie sceny leży cały stos jabłek, na nich leży Anton, przebrany za opasłego, zblazowanego faceta. Nie masz skojarzenia z wyraźnym przesytem? Dla mnie właśnie ukazuje to bombardowanie seksem zewsząd do tego stopnia, że przestaje być owocem zakazanym.
A przy okazji dla mnie kluczowe było nie wprowadzenie spektaklu do centrum handlowego, a skonkretyzowanie target – zainteresowanie budzi bowiem już nie cała trupa a sam Tony. Odbiorcami stają się same kobiety w średnim wieku. Czyżby to one były obdarzone największą wyobraźnią? No chyba, że chodzi o fantazję z twarzą Lawa/Farrella/Ledgera/Deppa.
Drapiąca pisze:Ty mówisz, „czekam na Avatara” – nie umniejszając Avatarowi, czekasz na technicznie zaawansowany, naszpikowany nowoczesnymi efektami produkt marketingowy. Mówisz, że historia Parnassusa Cię nie zadowoliła – tym samym odwracasz sie od idei tradycyjnego podania, które towarzyszyło nam przez wieki. Teraz już historia Roszpunki jest za nudna, za prosta? Czego potrzeba żeby nas teraz zadowolić? Sztuczności, chemii? Herbata aromatyzowana jest smaczniejsza od naturalnej, ciało po operacji plastycznej jest kanonem piękna... a baśnie braci Grimm, uznane za okrutne, zostały gemialnie odrzucone przez dziecięcych psychologów...
oj, demagogia...
Piotrze, ja naprawę uważam to, co napisałam, za ważne w kontekście tego filmu. Zauważ, jak wiele potrzeba było, żeby w ogóle zachęcić ludzi do wejścia w świat ich własnej wyobraźni. Potrzeba było do tego Tony’ego, człowieka który uciekł się do marketingowych sztuczek (co sam zauważyłeś kilka linijek wyżej), czyli właśnie tej sztuczności, jedynej rzeczy która pociąga ludzi w erze konsumpcjonizmu. A przecież Imaginarium zmieniało ich zycia na lepsze, uświadamiało im czego naprawdę pragną, co może uczynić ich szczęśliwymi. Ludzie nie zaglądają w głąb siebie, nie czynią sobie trudu, żeby zauważyć coś więcej niż tylko ładne opakowanie, marketingowa otoczka i sztuczne ulepszacze. Prą tylko przed siebie z klapkami na oczach i słowem ‘konsumpcja’ na ustach i nawet nie rozglądają się dookoła.
Druga sprawa – ten film naprawdę ma typową konstrukcję baśni (swoją drogą, bardzo polecam lekturę ‘Morfologii Baśni‘ Proppa). Czy to dobrze, czy źle – nie mi oceniać, ale pewna prostota w budowie fabuły jest tutaj całkowicie naturalna – mianowicie, według Proppa, każda bajka magiczna składa się z określonej ilości składowych elementów (chyba coś ok. 30) i może występować w niej kilka typów bohaterów.
Drapiąca pisze: To i tak tylko ułamek tego, co film miał do przekazania, ale nie chce się tu bardziej rozpisywać (bo to chyba nie od tego temat ;) )
Przyznam się Aniu, że film obejrzałem dzień przed twoim postem i bardzo się na nim zawiodłem. Stąd być może radykalne poglądy- nie traktuj ich , na rany Boga, jako ataku na twoje wrażenia.
Piotrze, to że film Ci się nie spodobał, to Twoje święte prawo, ale umniejszanie jego wartości w tak radykalny sposób, jest trochę niesprawiedliwe.
Tak jak napisałam wcześniej, brakuje mu wielu rzeczy i zgadzam się z Tobą, że pewnie mógłby być lepszy. Ale abstrahując od gustów i tego czy się komuś podobał czy nie, nie jest tylko bełkotliwą papką..
Dla mnie film pozbawiony jest lekkości, błyskotliwości w ujęciu fabuły- toporne sceny (realne) i schematyczne dialogi rozkładają go na łopatki z siłą Pudziana. Szczególnie źle wspominam kwestie- dla mnie brzmiały tak, jak każdy z aktorów (pisałem już, ze bardzo dobrych) czekał tylko, aby powiedzieć co swoje. Brakło im powera mistyfikacji i iluzji. A, że akcja zamykała się w pięciu postaciach o ledwie ciepło-mdłych relacjach- nie było możliwości wykorzystania ich potencjału. Wszystkie rysy, które można było wykorzystać do załamania frontu drużyny ledwie zarysowano- w tym filmie nikt się nie kłóci, a jak już to po dziecinnemu (Anton i Valentine tupią nogą). W tym filmie nikt ze sobą nie rozmawia, a jeśli już, to po to by coś powiedzieć, nie by kogoś przekonać do czegoś.
Mhm.. niestety dla mojej polemiki, musze się tutaj z tobą zgodzić.
Aaaaale… (nie byłabym sobą gdybym nie dodała tego ‘ale’, wybacz mi ;) ) sam zauważyłeś że to realne sceny były toporne, w przeciwieństwie do tych rozegranych w imaginarium. Śmiem twierdzić, że to mógł być celowy zabieg, po to żeby jeszcze bardziej podkreślić kontrast między tymi dwoma światami. Realny świat jest toporny, sztywny, nieprawdziwy - prawdziwe piękno i lekkość tkwią w naszych umysłach.
Logicznie też film mi nie gra. Ok. pochopny zakład- bywa, ale czekanie do ostatniego wieczora, aby spróbować wygrać i znieczulanie się alkoholem w miedzy czasie? I to gościu, który ma wszystkie predyspozycje by go wygrać? <tryb niespolerowania: włączony ;p>
[W tym akapicie SPOILERY :)]
Uważasz, że Parnassus miał wszelkie predyspozycje do wygrania zakładu? Moim zdaniem właśnie wręcz przeciwnie
Diabeł miał przewagę od samego początku, a jego wieczne zakłady z Parnassusem może i z jednej strony stawały się jego małymi eksperymentami, ale tak naprawdę były jego sposobem na zabicie nudy. Nie o to chodzi, żeby złapać króliczka, ale by go gonić. Diabeł pozwolił wygrać Parnassusowi pierwszy zakład, żeby dać mu nieśmiertelność, żeby w swój chory sposób zyskac kompana, żeby móc się z nim droczyć w nieskończoność ( a może wręcz miał w zanadrzu więcej takich Parnassusow ;) ) Prawda jest taka, że gdyby naprawdę chciał, mógłby wygrać ten zakład od razu. Zauważ, że kiedy w końcu wygrał zakład, wcale się z tego nie ucieszył… On po prostu chciał grać, nie wygrywać.
Dziwisz się też, że Parnassus znieczulał się alkoholem. A przecież to już był wrak człowieka, zmęczonego życiem i swoją nieśmiertelnością, który już kilkakrotnie dokonał złych wyborów, pozwolił się skusić i nie potrafił z tym walczyć, tak jak nie potrafił walczyć ze swoimi nałogami - do alkoholu, do hazardu.
Ogólnie ten film – zgadzam się z Krwią- ma niewykorzystany potencjał. Ale nie potrafię ocenić, go w kryteriach kina. Dla mnie to dzieło portfeli producentów, nie Gilliama. Film wyposzczono, by przyniósł zysk, lub przynajmniej pokrył straty. I taka decyzja jest uzasadniona ekonomicznie, ale artystycznie traktuje go jak patchwork, lub niedoróbkę.
Na pewno tak, na pewno został wypuszczony dla kasy, ale pokaż mi produkcję, która nie jest robiona dla kasy. Scenariusz był gotowy, przy filmie pracowało wiele osób, zainwestowało w to swoją pracę i czas. To nie miał być przecież film jednego aktora, dlaczego więc Gilliam miałby spisać na straty swój pomysł i wyrzucić go w błoto? Co więcej, gdybym nie wiedziała o śmierci Ledgera i obejrzała ten film, pewnie pomyślałabym że zmiany aktorów to celowy zabieg. Jak dla mnie, całkiem zgrabnie wybrnięto z tej sytuacji. Inna rzecz, że nie podobała mi się za bardzo gra Farrela, Jude’a też niespecjalnie. Dla mnie jedynym alter ego mógłby być Deep, ale z kolei wtedy idea straciłaby sens – w końcu Tony po drugiej stronie lustra miał przybierać postać idealnego mężczyzny dla kobiety, w której wyobraźni właśnie się znalazł.
Nie wiemy i nigdy nie dowiemy się, jak wyglądałby ten film, gdyby został nakręcony zgodnie z oryginalnym scenariuszem. Kto wie, może wcale nie byłby lepszy ;)
Drapiąca pisze: I mimo, że jednocześnie miałabym temu filmowi dużo rzeczy do zarzucenia, to jednak jest jednym z tych frapujących obrazów, o których symbolice możnaby napisać całe elaboraty...
Pokusisz się o jeden jako polemikę?
Tutaj może nie będę pisać eleboratów sensu stricto, ale mimo że wyżej już kilka znaczeń przytoczyłam (przynajmniej tak jak ja je rozumiem), zawsze mogę napisać o następnym :)
Mam tylko nadzieję że nie uznasz tego za stratę czasu i sił z mojej strony ;)
Weźmy samą tylko postać Tony’ego. Tony – oszust o kilku twarzach (swoją drogą przypomina mi trochę Lokiego). Okrutny oszust, który chciał pokonać śmierć.
Most na którym zostaje znaleziony Tony, to ten sam most, na którym znaleziono powieszonego Roberta Calvi. Ta scena jest wyraźnym nawiązaniem do śmierci włoskiego oszusta, zwanego ‘Boskim Bankierem’. Tym bardziej, że w kieszeni Tony’ego znaleziono cegłę (Calviego obciążono kilkoma kilogramami cegieł).
Poza tym, wisielca obrazuje jedna z kart tarota. Nie wnikając w głębsze znaczenie samej karty, kiedyś nie nosiła nazwy wisielec (The Hanged Man), ale Zdrajca (The Traitor).
Kiedy poznajemy Tony'ego, jawi się nam jako postać pozytywna, długo zwodzi wszystkich, kłamie, a przecież wszystkie te symbole już od początku wskazywały na to że jest oszustem i kłamcą. I nawet jeśli on o tym nie pamiętał, nie pokonał i nie zmienił swojej natury.
Oprócz tego, na jego czole są wyrysowane znaki phi , delta i… chyba theta. Podejrzewam, że może być to pewna aluzja do amerykańskiego bractwa, ale nie wgłębiałam się nigdy w ich historię.
Swoją drogą, trochę tak jak w Mistrzu i Małgorzacie, okazuje się że to wcale nie diabeł jest największym złem – diabeł kusi, prowokuje, ale gra fair. On jedynie zabiera dusze, które zasłużyły na potępienie. Prawdziwa okropność i okrucieństwo tkwi w człowieku, którym jest Tony.

No, ja się rozpisałam, chyba aż nadto. W zamian spytam Cię, z samej ciekawości, jak interpretujesz zakończenie filmu? I kto kogo w końcu oszukał, Twoim zdaniem?
Come to the Dark Side - we have cookies!

Awatar użytkownika
WitchDoctor
Wędrowiec
Posty:86
Rejestracja:2009-07-19, 12:21
Lokalizacja:Żagań/Łódź
Kontakt:

Post autor: WitchDoctor » 2010-02-27, 23:33

TL;DR
Do you remember, Odin, when in bygone days
we mixed our blood together?
You said you would never drink ale
unless it were brought to both of us.


Czekam na Ragnarök.

Awatar użytkownika
krew_na_scianie
Mieszczanin
Posty:614
Rejestracja:2009-02-22, 10:49
Lokalizacja:Bełchatów
Kontakt:

Post autor: krew_na_scianie » 2010-02-28, 20:20

Kto by pomyślał, że rzucony tak luźno komentarz narobi tyle szumu. :)
Drapiąca pisze: Ale.. brak czegoś więcej? Film jest naszpikowany symboliką! No, cokolwiek by o nim nie powiedzieć, to na pewno nie był płytki!
Uprzedzę od razu, że w sprawach symboliki bywam dość mocno przytępawa, właściwie jestem dużą ignorantką takich rzeczy. Ale zapytam - w którym momencie ona była? Miałam sobie pozwolić na luźną interpretację wędrówki w świecie lustra pana Juda Law?
Drapiąca pisze:Poza tym, ma konstrukcje tradycyjnego podania – ojciec, który zawarł pakt z diabłem w zamian za nienarodzone jeszcze dziecko, to motyw, który przewija sie przez ogrom baśni i legend. Twoje zarzuty wobec filmu dokładnie udowadniają, jak bardzo aktualny jest przedstawiony przekaz. Zanim Tony nie pomógł odświeżyć wizerunku imaginarium, zanim nie wprowadził go do centrum handlowego, nikt już się nim nie interesował (spójrz choćby tylko na tę jedną scenę, jak bardzo jest symboliczna – w ulepszonym imaginarium siedzi naga modelka (sic!)).

No właśnie, cały film sprowadzał się o to, że dwóch starych ludzi wybitnie się nudziło i bawili się w zakłady! No co za fascynujące odkrycie! Gdyby mnie ktoś uprzedził wcześniej, że cała fabuła tego filmu wynikła właśnie z tego powodu - w życiu bym nie chciała czegoś takiego zobaczyć. I to, że ludzie w lustrze dokonują wyborów - to dokonywanie wyborów, decyzji jest niby takie odkrywcze? Że bywamy w życiu kuszeni? Że ciągle walczymy z pokusami? A wykorzystanie motywu z baśni, a zrobienie z tego czegoś ciekawego to druga strona medalu..
Drapiąca pisze:Ty mówisz, „czekam na Avatara” – nie umniejszając Avatarowi, czekasz na technicznie zaawansowany, naszpikowany nowoczesnymi efektami produkt marketingowy. Mówisz, że historia Parnassusa Cię nie zadowoliła – tym samym odwracasz sie od idei tradycyjnego podania, które towarzyszyło nam przez wieki. Teraz już historia Roszpunki jest za nudna, za prosta? Czego potrzeba żeby nas teraz zadowolić? Sztuczności, chemii? Herbata aromatyzowana jest smaczniejsza od naturalnej, ciało po operacji plastycznej jest kanonem piękna... a baśnie braci Grimm, uznane za okrutne, zostały gemialnie odrzucone przez dziecięcych psychologów...
A tu mnie źle zrozumiałaś. Od "Avatara" oczekiwałam tylko i wyłącznie świetnych efektów specjalnych, i je dostałam. Na "Parnassusa" wybrałam się za namową koleżanki, iż film powinien być ciekawym doświadczeniem. No i dostałam jakąś zaolowany, kolorowy film, nic właściwie nie przekazujący. I to mnie najbardziej boli i tu mam największy żal do filmu - za tą właśnie fabułę. Za tą naiwność i to mierne próbowanie stania się ambitnym. Nic z niego nie wyniosłam, jak mało kiedy bolało mnie rozczarowanie seansem. "Avatar" miał mnie zadowolić tylko efektami i wywiązał się z zadania, a Parnassus teoretycznie miał cudownie pobudzić wyobraźnie.. A historia bajek, baśni nigdy nie będzie za nudna, przynajmniej nie dla mnie.

Niestety nic więcej sensownego na temat Parnassusa nie jestem w stanie powiedzieć. Chcę o nim zwyczajnie zapomnieć, stąd pamięć o nim już zanika. Mogę tylko pozazdrościć Ci Drapiąca, że Tobie tak mocno się on podobał. A te wszystkie aluzje - niestety jestem dość przeciętna w te klocki, więc takie "smaczki" nie mogły na mnie zrobić wrażenia nie mając bladego pojęcia o np. jakimś oszuście. Z samej końcówki pamiętam scenę tańca - tak się zdziwiłam, co ona tutaj robi, że koniec filmu pamiętam jak przez mgłę (ale w sumie nie mnie pytałaś o zdanie w tej materii). No ale na szczęście Skobel znacznie lepiej broni honoru, nazwijmy to, niezadowolonych z tego filmu. ;-) Przyjemnej dyskusji!

P.S. WitchDoctor czy Ty tego Parnasusa podsumowałeś jakąś ukrytą mocno symboliką "TL;DR"?!?

Awatar użytkownika
Drapiąca
Osadnik
Posty:335
Rejestracja:2008-06-03, 08:31
Lokalizacja:...kolwiek

Post autor: Drapiąca » 2010-02-28, 21:37

krew_na_scianie pisze: Uprzedzę od razu, że w sprawach symboliki bywam dość mocno przytępawa, właściwie jestem dużą ignorantką takich rzeczy. Ale zapytam - w którym momencie ona była? Miałam sobie pozwolić na luźną interpretację wędrówki w świecie lustra pana Juda Law?
Już się trochę napisałam o symbolice w poście wyżej, miałam nadzieję że to starczy ;)
A jeśli chodzi konkretnie o scenę, w której występował Jude Law - to była wyobraźnia Tony'ego, człowieka, któremu zależało tylko na osiągnięciu sukcesu i parciu się w górę po sczeblach kariery, po trupach do celu.
Tak jak również już napisałam wyżej, surrealiści mieli to do siebie, że sugerowali ludziom luźną interpretację swoich dzieł. Ta estetyka nie była przypadkowa, bo uważam, że Parnassusie wiele scen i wątków może być różnie interpretowanych - dyskutując z różnymi osobami słyszałam wiele różnych interpretacji, które ciągle były bardzo sensowne.
No właśnie, cały film sprowadzał się o to, że dwóch starych ludzi wybitnie się nudziło i bawili się w zakłady! No co za fascynujące odkrycie! Gdyby mnie ktoś uprzedził wcześniej, że cała fabuła tego filmu wynikła właśnie z tego powodu - w życiu bym nie chciała czegoś takiego zobaczyć. I to, że ludzie w lustrze dokonują wyborów - to dokonywanie wyborów, decyzji jest niby takie odkrywcze? Że bywamy w życiu kuszeni? Że ciągle walczymy z pokusami? A wykorzystanie motywu z baśni, a zrobienie z tego czegoś ciekawego to druga strona medalu..
[znów ostrzegam, SPOILER :) ]
Ależ nie, nie chodziło o to, że dwoje ludzi bawiło się w zakłady!
Jeśli interpretować ten film zupełnie alegorycznie, to dla mnie, na przykład, wszystko to działo się w głowie starego alkoholika, który przez złe wybory stracił rodzinę - on nigdy nie był mnichem w żadnym klasztorze, nigdy nie był nieśmiertelny, całe imaginarium (jak sam tytuł wskazuje) działo się w jego głowie, w umyśle wyniszczonym nałogiem. Nick był jego diabłem, jego kuszeniem, Percy - sumieniem, a Anton i Tony (dwie wersje tego samego imienia, Anthony) byli przeciwnymi stronami jego moralności.
Mogę tylko pozazdrościć Ci Drapiąca, że Tobie tak mocno się on podobał.
Tak jak wcześniej napisałam, nie przesadzałabym ze swoim zachwytem nad tym filmem ;) Po prostu uważam że było w nim coś więcej niż tylko kolorowe obrazki :) I że troszkę niesprawiedliwe oceniasz, że nie miał niczego do przekazania.. Miałam nadzieję, że może uda mi się przekonać Cię, że nie było z nim aż tak zupełnie źle ;)
Z samej końcówki pamiętam scenę tańca - tak się zdziwiłam, co ona tutaj robi, że koniec filmu pamiętam jak przez mgłę (ale w sumie nie mnie pytałaś o zdanie w tej materii)
Taniec jest często wykorzystywany w sztuce jako alegoria życia.
A Tango jest chyba najbardziej namiętnym tańcem, kwintesencją buzujących emocji. Myślę, że tutaj nie miał akurat przedstawiać historii kochanków, ale dramat dziewczyny, która musi wybrać między swoim szczęściem, a piekłem, którym dla niej było życie z ojcem.
I bardzo chętnie przeczytałabym Twoją interpretację, przepraszam, że wcześniej nie zwróciłam się z tym do Ciebie, po prostu odpowiadałam na post Piotra :)
P.S. WitchDoctor czy Ty tego Parnasusa podsumowałeś jakąś ukrytą mocno symboliką "TL;DR"?!?
To skrót od Too Long, Didn't Read - chyba przesadziłam z ostatnim postem ;)
Come to the Dark Side - we have cookies!

skobel
Arystokrata
Posty:1591
Rejestracja:2008-06-02, 22:15
Lokalizacja:Łódź

Post autor: skobel » 2010-03-01, 01:30

Drapiąca pisze: Nigdy nie brakuje mi czasu ani ochoty na trochę przyjemniej dyskusji :)
...
Jednak, mimo wszystko, nazywanie tego filmu bublem uważam za zdecydowanie krzywdzące.
Z moich ust tego nie usłyszałaś. Napisałem, że film jest niedoróbką z ukrytymy wadami -cześć z nich sama dostrzegasz. A stąd do bubla rzeczywiście niedaleko.

Odpowiem zaspokajając oczekiwania WitchDoctora w sposób bardziej zwięzły i ułatwiajac innym widzom dołączenie do dyskusji.
Drapiąca pisze: Idąc za Twoim przykładem - Zmierzch widziałam i (na szczęście dla mojej jaźni ;) ) nie doszukałam się w nim ukrytej symboliki więc chyba nie, nie próbuję na siłę doszukiwać się znaczeń tam gdzie ich nie ma.
Nawiazywałem, do pewnej interpretacji Zmierzchu, w której kluczem było inne niż pełnia księżyca zdarzenie pojawiajace się z miesieczną częstotliwością. Nadinterpretację utoru w sposób tak niestosowny nazywam bełkotem.
Drapiąca pisze: Zresztą, sam napisałeś, że podobała Ci się ta surrealistyczna estetyka. Ale naprawdę potraktowałeś ją tylko i wyłącznie jako obraz?
Tak. Po prostu jako pocztówkę z krainy wyobraźni. Nie jestem Freudem, aby na podstawie tego, co sie komu jawi sylabizować pewniki o jego osobowości. Jeżeli były tam symbole to winą produkcji było, zę nie zaakcentowano tego dostatecznie.
Drapiąca pisze: Ale ten film nie był jedynie o wyobraźni. To tylko jedna ze składowych całej historii. Dla mnie był to przede wszystkim film o człowieku; o jego wyborach i jego moralności.
Poza tym, płytki i powierzchowny to dla mnie synonimy. Czemu więc twierdzisz, że nie był płytki, ale był powierzchowny?
Jezioro było płytkie, na jego powierzchni kołysałay się liscie nenufaru.
Płytki= nie majacy aspiracji do głębszych treści (pozostawię niedomówienie)
Powierzchowny= traktujacy zagadnienie w sposób pobieżny, po łebkach, byle jak lub naprędce.

Oddam głos Terremu :
And like Dr. Parnassus, the title character played by Christopher Plummer, Gilliam "was being frustrated, trying to amaze people and they're not paying attention. So the film became autobiographical in that sense."http://articles.latimes.com/2009/may/22 ... -gilliam22

Dla mnie o tym jest film. Abyśmy mogli mówić o wyborach, bohaterowi muszą zostać przedstawione dwie możliwości. Ten wahałby się podążajac za jednym z nich, mając na uwadze utracone w ten sposób korzyści płynace z drugiej drogi. W tym filmie bohaterowie regowali zgodnie z konstrukcją postaci i założonym celem. Dodanie linijki w scenariuszu o tym, ze postać sie zmarszczy podejmując decyzję, dla mnie nie załatwi sprawy.
Kwestia percepcji: ja nie dostrzegam tam nacisku fabularnego, ty - tak.


Drapiąca pisze: A poważnie, miałam na myśli dosłownie nagą modelkę :) Nie wiem czy wiesz, ze dziewczyna która grała Valentine, faktycznie jest modelką, nie aktorką? W tej scenie wygląda, jakby wyjęto ją prosto z okładki Vogue’a.
A jeśli już mam się czepiać – Narodziny Wenus? Wenus na obrazie stała, a nie siedziała, jeśli już o pozach mowa.
Gdybym miała głębiej to zinterpretować, powiedziałabym raczej, że jest biblijną Ewą; siedzi pod drzewem z którego zwisa jabłko. Vide – jest symbolem grzechu, a skąd już blisko do nagich modelek i wszechobecnego seksu w mediach. Co więcej, po drugiej stronie sceny leży cały stos jabłek, na nich leży Anton, przebrany za opasłego, zblazowanego faceta. Nie masz skojarzenia z wyraźnym przesytem? Dla mnie właśnie ukazuje to bombardowanie seksem zewsząd do tego stopnia, że przestaje być owocem zakazanym.
Nie mam dostepu do filmu i możliwości przypomnienia sobie sceny, stąd uwierzę Ci w tej kwestii. Znów coś źle odebrałem. Ale nie sądzisz, że skoro tak jest, to zbyt głęboko ktoś zakodował przesłanie? Co wiecej - mnie, jako nieodbiorcy Vouga wręcz utrudnił.

Drapiąca pisze:.... A przecież Imaginarium zmieniało ich zycia na lepsze, uświadamiało im czego naprawdę pragną, co może uczynić ich szczęśliwymi. Ludzie nie zaglądają w głąb siebie, nie czynią sobie trudu, żeby zauważyć coś więcej niż tylko ładne opakowanie, marketingowa otoczka i sztuczne ulepszacze. Prą tylko przed siebie z klapkami na oczach i słowem ‘konsumpcja’ na ustach i nawet nie rozglądają się dookoła.
Znów generalizujesz.
W filmie nie ma krytyki konsumpcjonizmu. Byli ludzie, którym Imaginarium nie przyniosło szczęścia. I- dla mnie- film nie ma aspiracji moralitetu. Zrywam znajomość jak zechcesz udowodnić mi, ze film jest ważnym głosem w walce z nałogami, bo pijany byczek w otwierajacej scenie narobił kłootów trupie. :-P
Drapiąca pisze:.
sam zauważyłeś że to realne sceny były toporne, w przeciwieństwie do tych rozegranych w imaginarium. Śmiem twierdzić, że to mógł być celowy zabieg, po to żeby jeszcze bardziej podkreślić kontrast między tymi dwoma światami. Realny świat jest toporny, sztywny, nieprawdziwy - prawdziwe piękno i lekkość tkwią w naszych umysłach.
Świetny zabieg biorąc pod uwagę , że 80% filmu to sceny realne! Niech publiczość w mojej osobie sinieje z niechęci do obrazu przez wiekszosć seansu, a za kilkanaście minut baśniowych niech pada na kolana. Nie tędy droga.
Będę powtarzał do znudzenia, ten film, nie jest dla mnie skończony. Chyba, że w ramach artystycznej wizji montażystę zwolniono.
Drapiąca pisze: Na pewno tak, na pewno został wypuszczony dla kasy, ale pokaż mi produkcję, która nie jest robiona dla kasy.
Jasne prawo ekonomiczne. Produkcja proszku do pieczenia, skarpetek i promów kosmicznych musi przynosić zysk. Ale nie każdy przejaw twórczosci artystycznej należy formować batem fiskalnym. Z niepotwierdzonych źródeł wiem, że film produkowano dekadę. Źródełko ostatecznie wyschło, wieć mój patchwork ujrzał światło dzienne. Nie wiem, jak z jego finalnej formy zadowoleni są twórcy, ale dla mnie do kiepski produkt.
Drapiąca pisze: Tony, to ten sam most, na którym znaleziono powieszonego Roberta Calvi. Ta scena jest wyraźnym nawiązaniem do śmierci włoskiego oszusta, zwanego ‘Boskim Bankierem’. Tym bardziej, że w kieszeni Tony’ego znaleziono cegłę (Calviego obciążono kilkoma kilogramami cegieł).
Sprawdziłem. Racja! Brawo za czujność!
Drapiąca pisze: Poza tym, wisielca obrazuje jedna z kart tarota. Nie wnikając w głębsze znaczenie samej karty, kiedyś nie nosiła nazwy wisielec (The Hanged Man), ale Zdrajca (The Traitor).
Z Wikipedii: "Karta Wisielca oznacza zastój, brak działania. Jest symbolem medytacji i rozmyślań, duchową izolacją od świata i skupieniem się na własnym wnętrzu. Czasem bywa kojarzona z człowiekiem rozmyślającym nad własnymi problemami. Wyraz twarzy postaci na karcie pozwala też interpretować ją jako symbol błogości i zadowolenia z ustabilizowanego życia."
Sądzę, ze teraz podążyłaś ślepym tropem. Zdaję sobie sprawę, ze tarot ma te swoje 6 wieków i karty mogły obrosnać niezliczoną symboliką, ale ta najpopularniejsza chyba nawet lepiej pasuje do kontekstu.
Moje cyniczne ja, każe sądzić mi równocześnie, ze kartą posłuzono się wyłacznie z powodu dosłownego wizerunku.


Wiele kwestii przemilczałem, ale proponuję zmienić formę tych pogaduszek: Zgódźmy sie, że się nie zgadzamy w kwestii walorów interpretacyjnych filmu. A cieżar rozmowy przenieśmy na inne aspekty filmu. za proponuje Parnasussa.

Czy zauważyliście, ze to nie jest taki sobie nieszczęśliwy człowieczek próbujacy obdarzyć cała ludzkość łaską swojej wyobraźni? W końcu bez pytania o jej zgodę dostał upragnioną kobietę (zafascynowany jej urodą, nie wnętrzem!) a jej córkę więził w upiornych warunkach - w końcu jej marzeniem stało sie posiadanie normalnego domu.
Trochę podwinęła sie noga naszemu przeorowi, co?
A moze znów sie mylę?

Awatar użytkownika
Drapiąca
Osadnik
Posty:335
Rejestracja:2008-06-03, 08:31
Lokalizacja:...kolwiek

Post autor: Drapiąca » 2010-03-01, 23:02

skobel pisze:Z moich ust tego nie usłyszałaś. Napisałem, że film jest niedoróbką z ukrytymy wadami -cześć z nich sama dostrzegasz. A stąd do bubla rzeczywiście niedaleko.
Jeśli ten film jest bublem, to w jaką kategorie wpadają filmy, które są *naprawdę* tandetne? Parnassus ma swoje wady, pewnie dość znaczne, z czym sie zgodziłam, ale bez przesady, nie jest pusty jak wydmuszka! Gusta gustami, może sie podobać, może nie, to inna kwestia. Mi np. nieszczególnie podobało sie Pi, bo po filmie czułam się jak po trepanacji czaszki, ale nie próbuję podważać tego, że to w gruncie rzeczy naprawdę genialny film..
Nawiazywałem, do pewnej interpretacji Zmierzchu, w której kluczem było inne niż pełnia księżyca zdarzenie pojawiajace się z miesieczną częstotliwością. Nadinterpretację utoru w sposób tak niestosowny nazywam bełkotem.
Wow, nie wiem co powiedzieć :O
Mam jedno pytanie – gdzie Ty to znalazłeś?
(jednocześnie mam nadzieję że moje interpretacje Parnassusa nie były tak niedorzeczne ;))
Nie jestem Freudem, aby na podstawie tego, co sie komu jawi sylabizować pewniki o jego osobowości.
Nie trzeba być Freudem, żeby znać główne idee i nurty surrealizmu ;)
Jezioro było płytkie, na jego powierzchni kołysałay się liscie nenufaru.
Płytki= nie majacy aspiracji do głębszych treści (pozostawię niedomówienie)
Powierzchowny= traktujacy zagadnienie w sposób pobieżny, po łebkach, byle jak lub naprędce.
Lepiej, dziękuję, rozumiem co masz na myśli, chociaż porównanie do jeziora średnie ;) 'Na powierzchni' to okolicznik miejsca, 'powierzchowny' to przymiotnik. Ciągle upieram się, że to synonimy, co potwierdza nawet słownik: http://pl.thefreedictionary.com/powierzchowny
Ale już nie czepiając się, w gąszczu ostatnio ukazujących się komercyjnych filmów, ten przynajmniej jest jeziorem (nawet jeśli nie wystarczająco głębokim, by się w nim utopić), a nie brodzikiem intelektualnym.
Abyśmy mogli mówić o wyborach, bohaterowi muszą zostać przedstawione dwie możliwości.
Jeśli tam przez cały czas bohaterom nie były przedstawiane alternatywy, to ta naprawdę musiałam oglądać inny film pod tym samym tytułem ;)
Nie mam dostepu do filmu i możliwości przypomnienia sobie sceny, stąd uwierzę Ci w tej kwestii. Znów coś źle odebrałem. Ale nie sądzisz, że skoro tak jest, to zbyt głęboko ktoś zakodował przesłanie? Co wiecej - mnie, jako nieodbiorcy Vouga wręcz utrudnił.
Nawet jeśli się nie zauważyło jakiejś aluzji, to nie znaczy że jej tam nie ma ;) Może były zbyt zawoalowane, ale po to napisałam powyzszy megadługi post, zeby pokazać palcem, że jednak jakieś metafory tam były. Osobiście wolę rozgryzać zakodowane przesłania, niż mieć je podane na tacy. Pozwolę sobie przytooczyć fragment tego samego artykułu, który sam cytowałeś:
Gilliam likes to joke, if asked what the film is about, that "it's about making marketing people work very hard," and he worries that being smart and entertaining in a dumbed-down world is going against the grain. "People are smart if you get their attention the right way," he says. As one of his characters puts it, "this world is full of enchantment for those with eyes to see."
A co do rzeczonej sceny, proszę bardzo, oto link: imaginarium I drugi: plakat
W filmie nie ma krytyki konsumpcjonizmu
Po części jest.. Ale nie bezpośrednia krytyka konsumpcjonizmu, jako złego zjawiska (bo tak, masz rację, film nie jest moralitetem), ale raczej kwestii, że ludzie mają przez to oczy zamknęte na świat, o czym mówi nawet przytoczony przez Ciebie cytat z Terry'ego: Parnassus (..) "was being frustrated, trying to amaze people and they're not paying attention".
Zrywam znajomość jak zechcesz udowodnić mi, ze film jest ważnym głosem w walce z nałogami, bo pijany byczek w otwierajacej scenie narobił kłootów trupie. :-P
Nie musisz ze mną zrywać ;) Nie uważam że film jest potępieniem alkoholizmu i nigdzie tego nie napisałam. Alkohol służy tutaj tylko jako swoisty 'rekwizyt'.
Sądzę, ze teraz podążyłaś ślepym tropem. Zdaję sobie sprawę, ze tarot ma te swoje 6 wieków i karty mogły obrosnać niezliczoną symboliką, ale ta najpopularniejsza chyba nawet lepiej pasuje do kontekstu.
Moje cyniczne ja, każe sądzić mi równocześnie, ze kartą posłuzono się wyłacznie z powodu dosłownego wizerunku.
Wikipedia nie zawsze wyczerpuje temat, szczególnie w odniesieniu do takich kwestii. To tak jakby z wiki próbować zgłębić Kabałę ;)
Tarot akurat nie jest mi zupełnie obcy :) Ta interpretacja jest akurat nieszczególnie trafna, mimo że faktycznie ta karta zwykle symbolizuje stan zawieszenia.
Jednak, tradycyjna interpretacja tej karty brzmi mniej więcej tak:
Firstly, in ancient times in Europe, traitors were often hung upside down, and so the card symbolizes either treachery against you (the crossed legs of the hanged man make a letter T standing for "traitor"), or it can refer to your own actions, your own activity, like in the phrase "what a tangled web we weave when at first we try to deceive". It is believed in a reading that when the hanged man appears in a "significator position" namely a position that represents a person in the situation in question, if the position is that of the enquirer, then the enquirer has brought themselves into a position of trouble and does not know how to get out of it. Any struggling makes the "noose" tighter.
http://www.ecademy.com/node.php?id=110534
Zgódźmy sie, że się nie zgadzamy w kwestii walorów interpretacyjnych filmu.

Ok, nie musimy zgadzać się w kwestii interpretacji, co nie zmienia faktu, że ten film nie jest tylko prostą historyjką ;)
Czy zauważyliście, ze to nie jest taki sobie nieszczęśliwy człowieczek próbujacy obdarzyć cała ludzkość łaską swojej wyobraźni? W końcu bez pytania o jej zgodę dostał upragnioną kobietę (zafascynowany jej urodą, nie wnętrzem!) a jej córkę więził w upiornych warunkach - w końcu jej marzeniem stało sie posiadanie normalnego domu.
Trochę podwinęła sie noga naszemu przeorowi, co?
A moze znów sie mylę?
W pełni się zgadzam :) Przeczytaj moją teorię (post wyżej) a propos Parnassusa.
Wizja życia z nim była dla Valentiny jej własnym piekłem.
Come to the Dark Side - we have cookies!

Awatar użytkownika
Major
Osadnik
Posty:319
Rejestracja:2008-10-22, 09:15
Lokalizacja:Łódź

Post autor: Major » 2010-03-01, 23:02

bardzo mi przykro Skobel, ale napisałeś bardzo słabego posta. Akurat po tobie spodziewałem się merytorycznej dyskusji, że skupisz się na treści filmu i jego znaczniu. Jedyne co Ci się udało to udowodnienie, że nie masz pojęcia o czym jest ten film.
Drapiąca napisał/a:

Zresztą, sam napisałeś, że podobała Ci się ta surrealistyczna estetyka. Ale naprawdę potraktowałeś ją tylko i wyłącznie jako obraz?


Tak. Po prostu jako pocztówkę z krainy wyobraźni. Nie jestem Freudem, aby na podstawie tego, co sie komu jawi sylabizować pewniki o jego osobowości. Jeżeli były tam symbole to winą produkcji było, zę nie zaakcentowano tego dostatecznie.
Czy w takim razie wiekszość dzieł, którą przerabiałeś z pewnością na zajeciach z języka polskiego, należy trakotować tak samo? Czy w takim sam sposób interpretujesz np. Wesele, Wyspiańskiego? A moze Sklepy Cynamonowe?Wiem, że nie. Poprostu mam wrażnie, ze forma filmu wprowadziła cię w stan błogiego lenistwa i nie chciało Ci się patrzyć głebiej. A może to coś innego?
W poscie koncentrujesz sie na pierdołach wyjaśnijących róznice miedzy płytkim a powierzchownym, nie odpowiadasz na najważniejsze kwestie wyjasnijące znacznie filmu.
Tyle zarzutów.

Co do filmu i twoich pytań z konca posta.
Ja to widzę tak.
Cały film jest uniwersalistyczną opowieścią o everymanie. Tym everymanem jest dr. Parnassus. Autor filmu stara się nam przybliżyć jak nasze decyzje wpływają na nas i na innych. A już tak łopatologicznie:
Cały film dzieje się w głowie Parnassusa, tak jak pisała Ania, Tony i Antony to dwie strony jego moralności, Percy jest sumieniem. Diabła nie przedstawiałbym jako jego kuszenia, raczej jako trudności jakie człowiek spotyka na swojej drodze i to coś które pcha go do robienia różnych rzeczy. Diabel jest poprostu życiem(w sensie nie biologicznym :P).

Ludzie którzy przechodzą przez lustro, to tak naprawde ludzie spotkani w rzeczywistości przez naszego everymana. To jacy wyjdą, onzacza jak Parnassus wpłynał ich zycie(a oni na jego - relacje miedzy ludzkie są obustronne). Dużo łatwiej jest przekonywać ludzi kłamstwem i oszustwem do swoich racji (Tony), niż pokazać się takim jakim jest (Anthony). Np. pijaczek z początku filmu, iprezowicz, ignorant. Nie przechodzi próby, diabeł wygrywa, coraz wieksza szansa na utrate córki. Koniec sceny.
Tak naprawde jest to jakiś człowiek ktorego spotkał Parnassus, zły człowiek, skłania do złych wyborów, cierpią na tym nasi bliscy(córka), a w końcu zostaje poprostu zapomniany(wybucha). Jednocześnie sprawiając, że nasi bliscy odnas się oddalają.

Oczywiście to nie jest jeszcze sedno filmu, ale jego background. To już powinni wyjaśnić sobie oglądający o czym tak naprawde jest ten film.(chyba że ktoś naprawde chce wyłozenia kawy na ławę) Ten post ma sprawić żeby wiedzieli jak szukać. Bardzo sprawę ułatwia też fakt, że inne filmy Gilliama także traktują o naturze człowieka.

ODPOWIEDZ